Przed przystąpieniem do napisania dalszego ciągu swych losów, zastanawiałam się jaki nadać tytuł kolejnej opowieści. Poprzedni tytuł „Życie z Achondroplazją” opatrzył mi się, a tak prawdę mówiąc nigdy mi się nie podobał, lecz w momencie gdy przed laty pisałam pierwszą część swojej historii niczego lepszego nie byłam w stanie wymyślić. A przecież każda opowieść musi mieć jakiś tytuł – nieprawdaż?
Umówmy się zatem nieznany czytelniku, że obecnie nazwę ten krótki cykl artykułów „Wspomnienia dziewczyny z a…”
Przejdźmy więc do dalszego ciągu… Szkoła, właściwie decyzja o podjęciu po bardzo, bardzo długiej przerwie nauki nie przyszła ot tak sobie z dnia na dzień. Ważnych decyzji w swym życiu nie podejmuje się mimo chodem. Chyba…?
W moim przypadku myśl o uzupełnieniu wykształcenia dojrzewała przez dosyć długi okres czasu, aż nieco przypadkiem uległa zmaterializowaniu w momencie gdy dowiedziałam się, że w Łomży mam możliwość uzupełnienia szkoły średniej zupełnie bezpłatnie w Zespole Centrów Kształcenia Praktycznego i Ustawicznego. O istnieniu takiej placówki dowiedziałam się w Urzędzie Pracy od doradcy zawodowego, a szczegółowych informacji zaczęłam szukać już samodzielnie. Oczywiście budynek szkoły był zupełnie nie przystosowany dla człowieka poruszającego się na wózku. Już przy samym wejściu na „dzień dobry” miałam do pokonania 6-8 stopni, plusem jednak był fakt że mieścił się stosunkowo blisko mojego miejsca zamieszkania. Dyrekcja szkoły w miarę możliwości starała się ułatwić mi funkcjonowania, sytuując zajęcia klasy do której należałam na parterze, niemniej zdarzało się czasem, że pewne lekcje musiały odbywać się na pierwszym piętrze, wówczas pole do wykazania się mieli koledzy (a czasem niestety i koleżanki lub wykładowcy) wnosząc i znosząc mnie po schodach. Bardzo szybko stało się to naturalnym rytuałem i co tu dużo mówić miało i swoje jasne strony. Któraż kobiałka nie marzy o noszeniu na rękach …? No, wprawdzie nie dosłownym noszeniu, ale prawie.
Rozpoczęcie nauki po kilkunastoletniej przerwie nie jest sprawą łatwą i bezstresową, tym bardziej gdy przebiega ona w systemie zaocznym. Niepewna własnych umiejętności, a zwłaszcza wiedzy i możliwości, sprawiałam zapewne żałosny widok podczas pierwszego zjazdu, bo odbierałam gesty otuchy od nieznanych osób. Ze swej strony zastanawiałam się jak będę przyjęta przez kolegów i koleżanki z klasy, czy i w jaki sposób będą oni reagowali na moją osobę…? Miałam świadomość, iż jest to szkoła dla dorosłych i uczęszczający tu ludzie są z najrozmaitszych środowisk, naturalną więc sprawą będzie, że niektórzy z nich mogą różnie reagować na mnie – nie wiedziałam tylko jak i czy temu podołam. Inną barierą była kwestia edukacyjna, - czy sobie poradzę z robieniem notatek, czy moje braki nie okażą się nie do przeskoczenia? Najbardziej przerażały mnie przedmioty ścisłe będące mą odwieczną piętą achillesową: matematyka, chemia, fizyka!! Och, zwłaszcza fizyka była niemal czarną magią … Szczęśliwym trafem wszak, od tych „przerażających” przedmiotów miałam wspaniałych nauczycieli. I to chyba głównie dzięki ich zasłudze udało mi się ukończyć tę szkołę i znaleźć się na tym etapie , na jakim jestem w tej chwili.
Z ogromnym sentymentem wspominam również kolegów i koleżanki wówczas poznane. Niektóre znajomości trwają do dziś. A nawet udało nam się zorganizować po roku od zakończenia szkoły mini spotkanie klasowe z naszą wychowawczynią, którym to gestem wywołaliśmy u niej nutkę wzruszenia, gdyż jak się potem okazało było to pierwsze i jedyne spotkanie klasowe w historii tej placówki. Niezmiernie rzadko zdarza się bowiem, że absolwenci roczników zaocznych organizują tego typu spotkania. Z tego też względu uważam, iż miałam wspaniałą klasę !!!
Cdn.
Katarzyna Kuklińska