Wybacz mi szanowny czytelniku dość długą przerwę w umieszczaniu kolejnych części cyklu moich wspomnień... A tak w istocie, nie tyle wspomnień co prezentacji nabytych doświadczeń i przeżyć.
Poprzednią część zakończyłam w momencie nauki w zaocznym Liceum dla Dorosłych, właściwie zaś jej kresu. Oczywiście po zdanych egzaminach trzeba było uczcić fakt wspólnego przebywania przez dwa weekendy w miesiącu, przez niebagatelny okres trzech lat! Zatem wprawdzie nie całą klasą , lecz znaną sobie grupą wybraliśmy się do lokalu „Pod Koniami", nieistniejącego już niestety. I niektórzy z nas mogli ujrzeć swoich kolegów i koleżanki w zupełnie innym świetle..... oraz wcieleniu. Ogólnie było przesympatycznie i nostalgicznie. Chociaż bowiem przed wieloma z nas stało wyzwanie pod nazwą „MATURA", to każdy miał świadomość tego, że oto coś nieodwracalnie minęło, a przecież jak stwierdził jeden z kolegów - „ tak naprawdę to dopiero na tym trzecim roku zaczęliśmy siebie dobrze poznawać - a tu trzeba się rozstać!" I jak tu nie żałować...
Dla mnie jednym z zabawniejszych faktów były zdziwione miny kolegów, gdy stwierdzili, że piję alkohol. Jeden z nich nawet zatelefonował do mnie następnego dnia troskliwie pytając jak wróciłam do domu i czy aby dobrze się czuję – jemu bowiem doskwiera potworny ból głowy.Potem były egzaminy maturalne. Kwitnące nieodmiennie kasztany. I satysfakcja, iż w sali egzaminacyjnej Zaocznego LO przeszło połowa zdających tzn. około 25 osób to byli ludzie z mojej klasy! Do egzaminów maturalnych przystąpiły nawet te osoby, które wcześniej deklarowały, że się nie nadają, nie poradzą i obleją!
Gdy rozpoczynałam naukę w Zaocznym ogólniaku nie była to decyzja w jakimś konkretnym celu np. ułatwieniu mi znalezienia w przyszłości pracy czy umożliwieniu studiowania. Zaczęłam się uczyć, żeby się sprawdzić, żeby nie siedzieć w domu. Dopiero na drugim roku, kiedy od swej „pokrewnej duszy" usłyszałam słowa - „ no jak to, chcesz zdawać maturę, a nie zastanawiasz się nad studiami?" - pomyślałam sobie, A WŁAŚCIWIE CZEMU BY NIE?!
W konsekwencji pojawiły się następne pytania: „gdzie?" , „ co - jaki kierunek...?" Czy są, i które to są uczelnie przyjaźnie nastawione na osoby niepełnosprawne? Swoje poszukiwania zaczęłam ambitnie od wizyty na Uniwersytecie Warszawskim. – Jak upaść , to przynajmniej z wysokiego konia! Bez wiedzy rodziny, wybrałam się ze znajomą do stolicy i postanowiłam osobiście przekonać się jakie warunki i propozycje ew. udogodnień ma tak znamienita uczelnia. Jak to ze spontanicznymi decyzjami bywa - są one najfortunniejsze. Pojawiłam się bowiem na uniwersytecie w momencie gdy oczekiwano tam na grupę osób niepełnosprawnych z centralnej Polski aby zaprezentować im warunki studiowania w stolicy. Zostałam zatem otwarcie przyjęta i udzielono mi wielu fachowych informacji na temat warunków,a przede wszystkim możliwości technicznych i finansowych studiowania.
Niestety, obrany przeze mnie kierunek od dawien dawna cieszy się największą popularnością i dostanie się nań graniczyło z cudem. Takowy się jednak nie wydarzył więc nadal jestem w Łomży. I po krótkotrwałym epizodzie z Nauczycielskim Kolegium Językowym, które bardzo mile wspominam, a w szczególności niektóre z pracujących tam osób, w chwili obecnej studiuję w WSZiP im. B. Jańskiego, na kierunku pedagogicznym. (Cdn)
Katarzyna Kuklińska